Witam, nazywam się Andrzej Gmurski, mieszkałem w Zamku Bierzgłowskim od roku 1962 do 1969.Pamiętam wszystko od A do Z. W tamtych czasach był Państwowy Dom Starców. Był obsługiwany przez dwóch księży i siostry zakonne.Siostra przełożona Maria i siostra Juta która była takim zaopatrzeniu oraz inne ale nie pamiętam imion. Mój ojciec pracował w oborze i miał około 20 krów a matka w chlewni i hodowała świnki na potrzeby tego domu starców. Mieszkaliśmy w takim domu piętrowym po prawej stronie jak się schodzi przez główną bramę na dziedziniec. Nad nami mieszkała kobieta Niemka krawcowa. Ja w tamtych czasach jako 6 letni chłopak nosiłem jej jedzenie co przełożona zrobiła lub siostra. Juta bo ta kobieta w ogóle nie wychodziła z domu. Miała okna zakryte kocami. Nie wiem czy jeszcze jest ten grobowiec Niemców w lasku obok. Często przyjeżdżali na ten grobowiec. A my takie bojsy zawsze chodziliśmy do nich. Dawali nam słodycze, oleje, smarowanie i prosili abyśmy od czasu do czasu posprzątali ten grobowiec..a jako najstarszy brałem wózek dziecięcy brata to dwa razy musiałem zawieść do domu. Matka była zdziwiona skąd to mam, jak powiedziałem to nie kazała nic mówić o tej Niemce co mieszkała nad nami. Bo tez o nią dbaliśmy. W tamtych czasach rządził Gomółka. A zakładem Pan Bukowiecki i księgowym był Helsztajn. Chodziłem do takiej pani Bulikowskiej co była pacjentem tego domu i mnie uczyła elementarza, matematyki i religii.Tak jak poszedłem do szkoły to umiałem czytać, pisać, dodawać i odejmować. W czwartej klasie to już mnie uczyła języka rosyjskiego. Do piątej kasy chodziłem do Torunia do Szkoły Podstawowej nr 5 na Żwirki i Figury.Jak się wprowadziliśmy to chodziliśmy do kaplicy co była w dziedzińcu. Byłem ministrantem, pompowałem miechy aby organy grały. Uczyłem się grać na organach w kaplicy. Matka kupiła mi mandolinę i harmoszkę na guziki później akordeon 24 basowy. Znam dużo ludzi w zamku. Mareczko, Iwiccy,..znam też cały zamek. Wszystkie zakamarki, dwie bomby znaleźliśmy z chłopakami zaraz po prawej stronie w dole pod ścianą.To były z wojny przykryte cegłami, gruzem. Tam nawet na ścianie jest parę dziur od bomb. Też jako chłopcy chodziliśmy do takiego co miał konie i pola orał czy w żniwa zwoził zboże do młócenia.Tez orałem w konie. Później kupili ciągnik C 25 to też się najeździło. Po skończeniu 5 klasy w wakacje rodzice przeprowadzili się do Inowrocławia i teraz tu mieszkamy. Wszyscy założyliśmy rodziny. Matka w wieku 90 lat niedawno zmarła. Ojciec żyje, musimy się wybrać, do tego zamku z rodzinką i wnusiami i pokazać Zamek. Jest co wspominać..zaraz po wejściu do głównej bramy po schodach się wchodziło i rolnikowi nadziewało tabakę na druty do suszenia. Ło, jak się dowiedzieliśmy że to do palenia to robiliśmy sobie cygara takie po 15 centymetrów. Pozdrawiam i dziękuje za przypomnienie mojego miejsca zamieszkania. Andrzej Gm
Witam Panie Andrzeju, bardzo dziękuję za ten cenny komentarz. Oby takich wspomnień jak najwięcej, świadectw zwykłych ludzi o których niestety kolejne pokolenia zapominają.
Witam, nazywam się Andrzej Gmurski, mieszkałem w Zamku Bierzgłowskim od roku 1962 do 1969.Pamiętam wszystko od A do Z. W tamtych czasach był Państwowy Dom Starców. Był obsługiwany przez dwóch księży i siostry zakonne.Siostra przełożona Maria i siostra Juta która była takim zaopatrzeniu oraz inne ale nie pamiętam imion. Mój ojciec pracował w oborze i miał około 20 krów a matka w chlewni i hodowała świnki na potrzeby tego domu starców. Mieszkaliśmy w takim domu piętrowym po prawej stronie jak się schodzi przez główną bramę na dziedziniec. Nad nami mieszkała kobieta Niemka krawcowa. Ja w tamtych czasach jako 6 letni chłopak nosiłem jej jedzenie co przełożona zrobiła lub siostra. Juta bo ta kobieta w ogóle nie wychodziła z domu. Miała okna zakryte kocami. Nie wiem czy jeszcze jest ten grobowiec Niemców w lasku obok. Często przyjeżdżali na ten grobowiec. A my takie bojsy zawsze chodziliśmy do nich. Dawali nam słodycze, oleje, smarowanie i prosili abyśmy od czasu do czasu posprzątali ten grobowiec..a jako najstarszy brałem wózek dziecięcy brata to dwa razy musiałem zawieść do domu. Matka była zdziwiona skąd to mam, jak powiedziałem to nie kazała nic mówić o tej Niemce co mieszkała nad nami. Bo tez o nią dbaliśmy. W tamtych czasach rządził Gomółka. A zakładem Pan Bukowiecki i księgowym był Helsztajn. Chodziłem do takiej pani Bulikowskiej co była pacjentem tego domu i mnie uczyła elementarza, matematyki i religii.Tak jak poszedłem do szkoły to umiałem czytać, pisać, dodawać i odejmować. W czwartej klasie to już mnie uczyła języka rosyjskiego. Do piątej kasy chodziłem do Torunia do Szkoły Podstawowej nr 5 na Żwirki i Figury.Jak się wprowadziliśmy to chodziliśmy do kaplicy co była w dziedzińcu. Byłem ministrantem, pompowałem miechy aby organy grały. Uczyłem się grać na organach w kaplicy. Matka kupiła mi mandolinę i harmoszkę na guziki później akordeon 24 basowy. Znam dużo ludzi w zamku. Mareczko, Iwiccy,..znam też cały zamek. Wszystkie zakamarki, dwie bomby znaleźliśmy z chłopakami zaraz po prawej stronie w dole pod ścianą.To były z wojny przykryte cegłami, gruzem. Tam nawet na ścianie jest parę dziur od bomb. Też jako chłopcy chodziliśmy do takiego co miał konie i pola orał czy w żniwa zwoził zboże do młócenia.Tez orałem w konie. Później kupili ciągnik C 25 to też się najeździło. Po skończeniu 5 klasy w wakacje rodzice przeprowadzili się do Inowrocławia i teraz tu mieszkamy. Wszyscy założyliśmy rodziny. Matka w wieku 90 lat niedawno zmarła. Ojciec żyje, musimy się wybrać, do tego zamku z rodzinką i wnusiami i pokazać Zamek. Jest co wspominać..zaraz po wejściu do głównej bramy po schodach się wchodziło i rolnikowi nadziewało tabakę na druty do suszenia. Ło, jak się dowiedzieliśmy że to do palenia to robiliśmy sobie cygara takie po 15 centymetrów. Pozdrawiam i dziękuje za przypomnienie mojego miejsca zamieszkania. Andrzej Gm
Witam Panie Andrzeju, bardzo dziękuję za ten cenny komentarz. Oby takich wspomnień jak najwięcej, świadectw zwykłych ludzi o których niestety kolejne pokolenia zapominają.