Wyprawa do wodospadu Los Cocos na Samanie

Wyprawa do wodospadu Los Cocos na Samanie. Let’s go, dzień, którego nikt nie lubi, czyli poniedziałek, ale jak tu nie lubić dnia, kiedy człek ma możność delektowania się bryzą morza karaibskiego. Płyniemy w kierunku półwyspu Samana, miejsca, do którego jeszcze nie dotarliśmy pomimo objechania sporej części Dominikany w 2017 roku, w sumie zrobiliśmy autem 3,5 tyś. Km, a na Samanie nie byliśmy. Oczywiście były plany, bo półwysep wart tego by go odwiedzić, jednak na planach, z powodu lotniskowych perypetii się skończyło.

Wtorek, 6 rano wyraźnie słychać, że statek spowolnił i dryfuje a to oznacza, że dopływamy. Oczywiście portem docelowym w 10 dniu rejsu Aida Diva jest Samana. Zrywam się by zdążyć zobaczyć przynajmniej Cayo Levantado, bo przy niej płyniemy, co dało się zauważyć przez okno. Na wysepce postawiony jest jeden z trzech w tej okolicy, hoteli sieci Gran Bahia, stąd wiedziałem o jej istnieniu. Wiadomym ogólnie jest również fakt, iż zatoka Samana  to miejsce, w którym co roku zbierają się humbaki. Od stycznia do kwietnia przez cztery miesiące odchowują one tu swoje młode by potem wypłynąć na oceany. Żadnego humbaka nie widać, za to półwysep wraz ze wschodem słońca ujawnia górzysty krajobraz. Zielone wzgórza porośnięte gęstym palmowym lasem schodzą praktycznie do zatoki. Łańcuchy górskie Samany, ciągną się przez cały półwysep tworząc niesamowite widoki wczesnym lekko zamglonym rankiem.

Hotel Bahia Principe Cayo Levantado
Hotel Bahia Principe Cayo Levantado

W zasadzie na statku sporo ludzi oglądających cumowanie, my stajemy dzisiaj na kotwicy w zatoce. Rzecz w tym, że Samana nie posiada portu dla statków, gdyż zatoka jest zbyt płytka. Dziwi nieco również uwalnianie kolejnych łodzi ratunkowych ze statku, ale one maja nas wozić do portu. Jest to o tyle praktyczne, że łodzie są w ten sposób sprawdzane do swego przeznaczenia a my ćwiczeni do zaokrętowania na nich. Ładujemy się wiec na taką żółtą łódź. Wchodzi do niej 96 osób plus trzy osoby z załogi, ciasno, bo siedzisz jeden przy drugim jak w kościelnej ławce, ale dyskomfort raz dobrowolny, dwa niezbyt daleki, bo zaledwie milę od brzegu.

Łódź ratunkowa ze statku AidaDiva
Łódź ratunkowa ze statku AidaDiva

W porcie tradycyjne powitanie niemieckiej załogi oraz tubylczej ekipy w postaci jakiejś tam prezentującej tutejszy folklor. Pijesz jakąś szklanicę trunku i wychodzisz na ulicę z krzykaczami, to oczywiście naganiacze wycieczek, którzy chcą nagonić jak najwięcej turystów własnym podopiecznym wynajętym kierowcom rozmaitych pojazdów. Nas zaczepia rosły Dominikańczyk z brodą a’la rastaman i zaczyna tradycyjną pieśń, że jest najtańszy ma dobrą propozycję i co tu mówić. Cóż człek pyta o flotę by poznać przewoźnika a dopiero potem o atrakcje…na wpół odkryta ciężarówka z siedzeniami oraz tuk tuk wersja południowo amerykańska, czyli pół motocykla plus przyczepka. Jest nas czworo wybiera, więc dla nas tuk tuka, pakujemy się w kierunku kaskady Los Cocos ukrytej w dżungli na wzgórzu. Jedziemy padaką mając ubaw po pachy, bo czworo dorosłych plus piąty kierowca to blisko 350 kg trochę dużo jak na taki pojazd, nawet jak to jest Suzuki 250 cm3. Po kilkunastu kilometrach jazdy po górach dojeżdżamy do wioski w dżungli. Wioska przy samej ulicy idziemy, więc w górę do konkretnego miejsca, czyli wodospadu. Po 25 minutowej wspinaczce ukazuje nam się nieco otwarta przestrzeń w dżungli z łysą granitową skałą oraz otaczającą dookoła dżunglą. Po środku jeziorko, do którego to, po skale spada wodospad trzy strumieniowy, w zasadzie to zależy od częstotliwości opadów ile tych strumieni posiada. Bajecznie, zielono i z szumem wodospadu oraz pokrzykiwaniem popisujących się trzech autochtonów, którzy różnorodnymi formami skoków ze ściany wodospadu próbują zjednać sobie kieszenie turystów.

Przed skokiem ze stromej ściany wodospadu Los Cocos
Przed skokiem ze stromej ściany wodospadu Los Cocos

Po drugiej stronie lustra wody ekipa mariachi (sic!) którzy w niezbyt wysublimowany sposób zaśpiewują…tu dolar, tam dolar i każdy zadowolony, jedni mniej drudzy więcej, fabryka szczęścia się kręci. Próba użycia drona spełza na niczym jako, że nad wodospadem przelatują druty wysokiego napięcia i ten wariuje znacznie, powrót i koniec latania.

 Pakujemy się do naszego tuk tuka i śmigamy do kolejnej atrakcji tym razem do spaceru po moście który łączy ląd z wysepką potem kolejny, itd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *