Spacerem wzdłuż Seven Mile Beach Wielki Kajman. Podobno jedna z najpiękniejszych plaż na świecie, w sumie nie wiem bo na wszystkich nie byłem. Wiem natomiast jedno, jedna z najczystszych na jakich byłem oraz jedyna na której spotkałem kury, a konkretnie koguta, kury były napotkane potem. Kajmany słyną z tego, że na Wielkim Kajmanie żyją sobie dzikie kury. Serio, kury gdaczą, koguty pieją i są wszędzie, na placach George Town, na ulicach i na plaży. Tak jak spotykaliśmy w Indiach i na Sri Lance wszędzie bydło, tak na Kajamanach, kury. Nikt tych kur nie łapie, bo podobno ich mięso jest twarde, chociaż wyglądają rasowo jak nasze nioski. Byliśmy co prawda w KFC ale tam mięso było raczej w sam raz, gorsze niż w Polskich oddziałach Kentucky Fried Chicken, ale jednak dobre. Cóż, co kraj to obyczaj, Kajmany oprócz tego, że przypominają jako żywo europejski ład i porządek miejski, mają swoją kurzą przypadłość.
Nic w zasadzie nie musicie sobie wyobrażać, bo wszystko jak na dłoni nagrane w materiale filmowym. Nie mniej, zapewniam, niesamowicie czysta woda jeśli chodzi o wybrzeże, znaczy szamba nie wpuszczają jak to się dzieje w pozostałych regionach Karaibów. Równie czysty i miałki piasek, i co najbardziej rzuca się w oczy, wszystkie hotele jak jeden mąż to najdroższe sieciowe hotele nowego świata. Standard jak na Karaiby level 10/10.
Wchodzisz przez publiczny park mniej więcej na wysokości Calico Jacks Bar & Grill. Tutaj panie i panowie naganiają temat leżaków, dwa leżaki plus parasol na tej plaży to 20$. Najfajniejsza jest pozycja leżaków, ponieważ plaza jest wąska w pierwszej linii od strony lądu stoi na niej bar, kolejna linia to stoliki piwne i w końcu leżaki pod kątem 40 st. do morza…tia…pozycja leżąco stojąco cumująca za jedyne 20 bagsów. Wypijam piwko, żona colę i za te dwie rzeczy i podłe łącze do wifi płacisz 10$, w sumie jak na Kajmany znośnie.
Po 30 minutach postanawiamy, że zwiedzamy wszystko wzdłuż plaży zmierzając w kierunku portu. Cała plaża ma osiem kilometrów, ale my byliśmy mniej więcej dwa kilometry przed jej końcem lub początkiem jak kto woli. Idziemy więc na długi spacer i co się rzuca w oczy to wspomniane drogie hotele, piękne budynki do wynajmu i wszelkiego rodzaju mansiony wzdłuż zachodniego wybrzeża Wielkiego Kajmana. Zabudowa gęsta jeden przy drugim, jednocześnie uzurpują sobie prawo do zajmowania części plaży swoimi leżakami oraz tablicami ostrzegawczymi, że przez ich teren nie przechodź bo to ich.
Ludzie którzy nie szanują prawa publicznego wypisują bzdury zabraniając ci wejścia na ich posesję…co za obłuda. Szanuję jak mało kto prawo własności, ale skoro szanuję nie naruszam czyjegoś prawa. Dostęp do plaży gwarantuje konstytucja Kajmanów, spacer wzdłuż plaży jest dozwolony wszędzie bo wszystkie plaże są publiczne. Niestety dojścia na plaże są dozwolone tylko w niektórych miejscach. Idziemy więc w nadziei, że dojdziemy do portu pomimo braku wyjścia. Niestety plaża zawęża się tak bardzo, że woda podchodzi pod mury działek hotelowych, ale przemy do przodu po kamieniach i koralowych skałach.
Po obejrzeniu przepychu oraz małym postoju i odpoczynku pod wielkim drzewem na plaży, docieramy do wielkiej działki w budowie. Tutaj ogrodzenie tymczasowe wzdłuż, prawie do morza i dalej nic czyli morze, koniec plaży. Klnąc sobie pod nosem dochodzę jednak do kresu płotu a on graniczy z druga działka zdaje się restauracji w taki sposób ze tworzy przesmyk pomiędzy plotami szeroki na jeden metr. Czyli konstytucja jednak zapewnia pewien minimalizm, uff. Jeszcze tylko mały shopping w niewielkich ale cholernie drogich sklepach kolonialnych i wchodzimy do portu na katamaran powrotny do statku Aida Diva majestatycznie cumującego pół kilometra dalej, w drogę ku nieznanym wodom i znanemu skądinąd lądowi czyli Dominikańskiej Republice, płyniemy na Samanę.